Skorzonera: zimą prosto z grządki

Ciekawość smaku była główną przyczyną, dla której zaczęłam uprawiać skorzonerę. Podobno uwielbiał ją Ludwik XIV, dlaczego więc ja nie miałabym jej skosztować? Nie miałam szczęścia znaleźć warzywa w sklepach, a były nasiona, więc grzechem byłoby nie spróbować uprawy.

Zrobię to po swojemu. U skorzonery jadalny jest korzeń i powinien być jak u marchwi, pietruszki nie rozgałęziony. Z tego powodu nie wysiewam jej w części ogrodu obornikowanej w poprzednim sezonie. 




Przygotowuję jej grządkę z wysokimi na 30 cm redlinami, lekko ubijam szpadlem skarpy, aby deszcz nie zniszczył konstrukcji. Uznałam, że redliny będą lepsze ze względu na pulchniejszą ziemi oraz o 2-3 st. C wyższą temperaturę. Ułatwią również odpływ nadmiaru wody, bo skorzonera ma problem: zarówno deficyt jak i nadwyżki szkodzą jej. Na początku maja wysiewam ją na szczytach grządek w rowkach o głębokości 2 cm i trzymam kciuki, aby nie przyszły przymrozki niszczące młode siewki. Zwykle udaje się nam, a jeśli – nie, to sieję jeszcze raz. Następnie przerywam, aby w szeregu rośliny były oddalone o ok. 10 cm. Później warzywo wystawia na próbę moją cierpliwość, ponieważ długo kiełkuje i dojrzewa. 


Korzenie nadają się na talerz dopiero od października i muszę przyznać, iż nie z każdej rośliny mam plon, gdyż niewielka część na grządkach zawsze wybija w kwiatostany, co dyskwalifikuje korzenie na obiad. Jeśli tylko w tym samym sezonie zdążą wydać nasiona, to oczywiście zbieram je.

Skorzonera jest dla mnie wyjątkowo cennym warzywem, ponieważ ma wiele walorów odżywczych, jest smakowita i można ją przygotowywać na wiele sposobów. Do konsumpcji nadają się także młode liście (trochę gorzkie), górne łodygi kwiatostanów, a nawet kwiaty, jednak najlepsze są korzenie. A zwyczajnie lubię ją za to, że nie ma pośpiechu z zagospodarowaniem nadwyżek. Cenię pracę swoich rąk i nie znoszę, kiedy coś marnuje się, a ona może spokojnie zimować w ziemi. Jednak powinna być zebrana do wiosny, ponieważ szybko zabiera się do kwitnienia.


Czy to oznacza, że nie ma wad? Owszem ma jedną irytującą. Korzenie błyskawicznie w czasie obierania, krojenia utleniają się i trzeba odciąć dostęp powietrza: ja je wkładam do wody ze świeżo wyciśniętym sokiem cytrynowym. Poza tym brudzi palce, deskę do krojenia, naczynia na pomarańczowo i trudno usunąć plamy. Nie raz myślałam o tym, aby dodawać jej sok do domowych samoopalaczy z łupin orzecha włoskiego, którym doda cieplejszej rudej tonacji.

Komentarze