Przyzwyczajona do doglądania warzyw w ogrodzie, zimą mam ich namiastkę na parapetach. Stanowią doskonałe witaminowe uzupełnienie przetworów zgromadzonych w spiżarni, które z dnia na dzień tracą część swoich odżywczych mocy. Założenie parapetowej uprawy to niespełna 10 minut pracy oraz wykorzystanie, tego co zazwyczaj wrzucam do kompostownika. Bo można zjeść pietruszkę i ją mieć. Wystarczy odkroić 2-3 cm końca korzenia z zawiązkami liści, włożyć do płytkiej wody i po 2-3 tygodniach doczekać się zielonego pióropusza natki. Wygląda ona nieco inaczej niż z letniej uprawy, ponieważ ma wydłużone ogonki liściowe oraz mniejsze blaszki, za to w smaku jest znacznie delikatniejsza od ogrodowej.
Młodziutkie pikantne liście rzodkiewek, rzep wykorzystuję jako dodatek do sałatek i surówek, a uprawiam je z 1 cm końcówek korzeni. Usuwam z nich starsze liście pozostawiając tylko serca i, podobnie jak pietruszkę, umieszczam w płytkiej wodzie. Co 2 dni ją zmieniam i jeśli trzeba płuczę naczynie.
Nigdy nie wyrzucam mięknących cebuli z wyrastającym szczypiorem. Wkładam ją do wazonika tak, aby zaledwie dotykała poziomu wody, ponieważ łatwo pleśnieje i po kilku dniach mam wystarczającą ilość szczypioru do przyprószenia kanapek. Tak samo dochowuję się liści na botwinę: wybieram buraki – na zupę wystarczą 4 sztuki – które mają kilka koron zawiązków liści. Buraki powinny mieć całe korzenie lub odkrojoną tylko wąską końcówkę, a wtedy obok miejsca cięcia wytwarzają nową wiązkę korzeni. W wodzie zanurzam je do ok. 1/3 ich wysokości. W podobny sposób można mieć liście selerów pod warunkiem, że nie będą zbyt okrojone tak, jak to często z nimi bywa w hipermarketach.
W moim parapetowym ogródku rosną także warzywa, które można uprawiać na ligninie np. rzeżuchę, soczysty owies. Mam też zioła, lecz nie jestem nimi zachwycona, gdyż pozbawione długiego, letniego słonecznego dnia są mało aromatyczne.
Młodziutkie pikantne liście rzodkiewek, rzep wykorzystuję jako dodatek do sałatek i surówek, a uprawiam je z 1 cm końcówek korzeni. Usuwam z nich starsze liście pozostawiając tylko serca i, podobnie jak pietruszkę, umieszczam w płytkiej wodzie. Co 2 dni ją zmieniam i jeśli trzeba płuczę naczynie.
Nigdy nie wyrzucam mięknących cebuli z wyrastającym szczypiorem. Wkładam ją do wazonika tak, aby zaledwie dotykała poziomu wody, ponieważ łatwo pleśnieje i po kilku dniach mam wystarczającą ilość szczypioru do przyprószenia kanapek. Tak samo dochowuję się liści na botwinę: wybieram buraki – na zupę wystarczą 4 sztuki – które mają kilka koron zawiązków liści. Buraki powinny mieć całe korzenie lub odkrojoną tylko wąską końcówkę, a wtedy obok miejsca cięcia wytwarzają nową wiązkę korzeni. W wodzie zanurzam je do ok. 1/3 ich wysokości. W podobny sposób można mieć liście selerów pod warunkiem, że nie będą zbyt okrojone tak, jak to często z nimi bywa w hipermarketach.
W moim parapetowym ogródku rosną także warzywa, które można uprawiać na ligninie np. rzeżuchę, soczysty owies. Mam też zioła, lecz nie jestem nimi zachwycona, gdyż pozbawione długiego, letniego słonecznego dnia są mało aromatyczne.
Poza tym na naszych talerzach zimą królują kiełki z nasion własnoręcznie zebranych.
Komentarze
Prześlij komentarz