Karczochy: sadzonki robię z odrostów

W tym roku z karczochów mam radość podwójną: nie wysiałam ich, lecz wysadziłam ubiegłoroczne i to zwielokrotnione. Wykorzystałam, że warzywo jest dwuletnie i późną jesienią ubiegłego roku usunęłam części nadziemne (liście przeznaczyłam do suszenia, gdyż to znakomity lek ratujący wątrobę). Wykopałam korzenie wraz z ziemią na głębokość szpadla – sporo korzeni przy tym uszkodziłam, Każdą bryłę zapakowałam do torby foliowej – schowane w niej były korzenie i odsłonięta góra, włożyłam do wiadra i ulokowałam w garażu. Wcześniej dół reklamówki podziurawiłam, aby zapewnić dopływ wody. Warunki tam są mało komfortowe: malutki dostęp światła i temperatura ok. 5 st. C.


Przebiedowały tam pół roku i jestem z nich dumna, bo dały radę! Ale nie były w oszałamiającej kondycji. Okazało się, że dwóm, które zmoczyłam podlewając od góry zaczęły gnić pozostawione zeszłoroczne kikuty łodygi. U pozostałych, podlewanych między ścianą wiaderka i torbą wszystko było w porządku, poza tym liście były blade i mocno wydłużone - to normalne przy krótkim dniu.


Wiosną w każdej bryle było po kilka – od 3 do 8 – odrostów. Na początku kwietnia wystawiłam wiaderka, aby zahartować rośliny po garażowej niewoli, a później posadziłam. Błyskawicznie zaczęły odradzać się. Na każdej bryle pozostawiłam po 2-3 odrosty (wiem, że będą miały mniejsze pąki, ale one są najlepsze na przetwory), natomiast z pozostałych zrobiłam sadzonki, co trochę opóźni wydanie smakowitych kwiatów, lecz i z tego się cieszę, ponieważ dłużej będzie u mnie karczochowy sezon.

Komentarze

  1. Ten na zdjęciu za bardzo rozkwitł. Reszta podoba mi się.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz