Kasztan jadalny: drzewko z nasiona

Swoje dwa drzewka kasztana jadalnego mam z kasztanów kupionych w hipermarkecie. Wybrałam je równie staranie jak do konsumpcji, czyli musiały być świeże. A to nie zawsze jest oczywiste, ponieważ zdarza się, że na półkę dosypywane są nowe partie, które mieszają się ze starszymi.

Wytypowane nasiona zabezpieczyłam preparatami grzybobójczymi, jednak część z nich spleśniała lub zgniła: na 10 sztuk po blisko miesiącu wykiełkowały 2. 



Przez pierwszy rok rosły w doniczkach wystawionych na taras. W tym czasie dokarmiałam je skromnie nawozem azotowym. W pierwszym roku urosły do pół metra. Miały tylko łodygę główną bez gałązek bocznych w górnej części pokrytą delikatnym meszkiem. 

Nie wysadziłam ich do sadu, ponieważ obawiałam się, że nie przetrzymają mrozów. Kiedy zrzuciły liście
 przeniosłam je do garażu, w którym temperatura nie schodziła poniżej zera. Na stałe miejsce - słoneczne i osłonięte przed północnymi oraz wschodnimi wiatrami tujami - przesadziłam je, gdy zauważyłam, że pękają pąki i było to w kwietniu. Ziemię mam ciężką, gliniastą, lecz – na razie – wydaje się, że im służy. 

Teraz są to dzielne trzylatki, które znoszą dobrze zimy w słomianych chochołach, nie chorują i mam nadzieję, że w takim stanie dotrwamy do pierwszych i następnych zbiorów. 

Komentarze