Najpierw zachwyciłam się owocami miechunki pomidorowej, lecz nie świeżymi, bo one nie wzbudziły mojego entuzjazmu. Są lekko cierpkie, ani kwaśne, ani słodkie, takie niezdecydowane, jakby natura jeszcze nie dokończyła dzieła. Za to w potrawach i przetworach są znakomite. Dżemy, konfitury smakują wybornie, nawet przygotowana na szybko smażona cebula z papryką jest z nimi szlachetniejsza i śmiało może wzbogacić wykwintniejszy obiad. Uznałam, że muszę ją mieć w swoim ogrodzie.
Z zakupem nasion nie było kłopotu. Nie są drogie. Instrukcja wysiewu na opakowaniu była prosta, tylko jej historia trochę mnie sfrustrowała. Miechunka pochodzi z Ameryki Południowej, gdzie cieszy smakoszy już od co najmniej trzech tysięcy lat. Czyli nie nasze klimaty. Najbardziej obawiałam się, czy nasze lato spodoba się jej. Okazuje się, że ani tropikalne upały, ani pierwsze przymrozki nie osłabiają jej wigoru życiowego. Późną jesienią, kiedy ogród już świeci pustkami zawsze mogę liczyć jeszcze na koszyki owoców. Nie lubi nadmiaru wilgoci, a po intensywnych deszczach potrafi zrzucać niedojrzałe owoce, które szybko psują się.
W pierwszym roku uprawy przygotowałam rozsadę. Wysiałam ją w końcu marca, w ostatnich dniach kwietnia rozpikowałam, wysadziłam po zimnych ogrodnikach, codziennie odwiedzałam i chuchałam. Później okazało się, że ta cała moja nadgorliwość była zbędna, gdyż to dość odporna roślina. Do momentu, kiedy na początku lipca miechunka zakwita łodygi są sztywno wzniesione, później ma ogromną ochotę płożyć się i nawet przygotowuje się do tego wypuszczając w dolnych partiach pędu korzenie.
Z zakupem nasion nie było kłopotu. Nie są drogie. Instrukcja wysiewu na opakowaniu była prosta, tylko jej historia trochę mnie sfrustrowała. Miechunka pochodzi z Ameryki Południowej, gdzie cieszy smakoszy już od co najmniej trzech tysięcy lat. Czyli nie nasze klimaty. Najbardziej obawiałam się, czy nasze lato spodoba się jej. Okazuje się, że ani tropikalne upały, ani pierwsze przymrozki nie osłabiają jej wigoru życiowego. Późną jesienią, kiedy ogród już świeci pustkami zawsze mogę liczyć jeszcze na koszyki owoców. Nie lubi nadmiaru wilgoci, a po intensywnych deszczach potrafi zrzucać niedojrzałe owoce, które szybko psują się.
W pierwszym roku uprawy przygotowałam rozsadę. Wysiałam ją w końcu marca, w ostatnich dniach kwietnia rozpikowałam, wysadziłam po zimnych ogrodnikach, codziennie odwiedzałam i chuchałam. Później okazało się, że ta cała moja nadgorliwość była zbędna, gdyż to dość odporna roślina. Do momentu, kiedy na początku lipca miechunka zakwita łodygi są sztywno wzniesione, później ma ogromną ochotę płożyć się i nawet przygotowuje się do tego wypuszczając w dolnych partiach pędu korzenie.
Zachowuje się podobnie jak pomidor i trzeba położyć temu kres przywiązując do podpór, wycinając nadmiar bocznych odgałęzień. Jest to konieczne, ponieważ dojrzałe owoce naturalnie opadają przy podmuchu wiatru i lekkim dotknięciu. Nie zrywa się ich, lecz zbiera z ziemi. Od połowy sierpnia robię to codziennie, zresztą nie tylko ja, ponieważ różne żyjątka też czekają na ten smakowity deszcz, nawet mrówki i osy. Mało znajduję nadpsutych owoców. Można je długo przechowywać pod warunkiem, że nie zostanie zerwana osłonka.
Z powodu długiego owocowania przedłużałam uporządkowanie grządki aż nadeszła zima i nie zdążyłam wyrwać roślin, przekopać grządki. Ku mojemu zdziwieniu w maju w tym miejscu pojawiły się nowe miechunki. Nasiona zdrowo przetrwały mrozy i od tego czasu stosuję w jej uprawie sposób na ogrodniczego lenia: późną jesienią przekopuję przyszłe miejsce na miechunkową grządkę, rozrzucam lekko fermentujące owoce, przysypuję je ziemią, grabię i w przyszłym sezonie mam więcej niż kilka wymarzonych słoików. Później tylko przerywam, pielę i dokarmiam gnojówkami oraz podsypywanym kompostem.
wreszcie jakiś przydatny, konkretny artykuł, dziękuję :)
OdpowiedzUsuń