Balsamkę uprawiam na grządkach bez żadnych osłon. Ma swoje miejsce przy siatce ogrodzeniowej z dobrym nasłonecznieniem, lecz w wietrznym miejscu. Próbowałam też na płasko i wówczas miałam niższe plony, ponieważ sporo owoców gniło. Dlaczego mam w ogrodzie i to warzywo? Ponieważ:
- zachwycił mnie wygląd owoców. Ich intrygujący wygląd sprawia, że chce się je natychmiast posmakować, są zdrowe m.in. pomagają obniżyć poziom cukru we krwi, cholesterolu i trójglicerydów. Posiadają właściwości łagodnego antybiotyku, środka wirusobójczego, poprawiają trawienie. Jadalne są kwiaty i młode liście, jednak tego nie praktykuję.
- nasiona kupiłam tylko raz i teraz mam z własnego ogrodu.
Ale:
- początkowo zniechęcał mnie delikatnie gorzki smak owoców. Dużo czasu potrzebowałam na zaakceptowanie go oraz znalezienie swoich sposobów na przytłumienie go w potrawach,
- strasznie złości mnie, kiedy nie mogę lub nie umiem wykorzystać całego plonu pozostałego po bieżącej konsumpcji. Nie znoszę marnotrawstwa, a balsamka na początku sprawiała mi duże kłopoty z zagospodarowaniem nadwyżek.
- cała roślina pnąca się po siatce wygląda, no cóż, mało atrakcyjnie.
Jak ją uprawiam? W pierwszym roku zrobiłam rozsadę. Na początku kwietnia wysiałam do plastykowych kubeczków z dziurkami na odpływ wody z ziemią uniwersalną. Do każdego wkładałam po jednym niezaprawionym nasionku, umiarkowanie podlewałam nie dopuszczając do przesuszenia gleby. Kiedy wzeszły i miały po 2 liście zaczęłam dokarmiać je gnojówką z pokrzyw, ponieważ zastosowana przeze mnie gleba jest uboga w składniki pokarmowe, a balsamka jest żarłoczna. Po zimnej Zośce zahartowaną wysadziłam na grządkę. Przeprowadzkę rośliny znoszą znakomicie. Zwykle przerastają ponad 2 metrowe ogrodzenie.
Teraz już nie robię rozsady. Wysiewam balsamkę wprost do gruntu na początku maja. Dłużej muszę czekać na owoce, lecz mi to nie przeszkadza. Jak wynika z mojego doświadczenia balsamka zawsze zdąży wydać owoce i dojrzeją nasiona, co nie jest regułą w przypadku niektórych moich ciepłolubnych warzyw np. kiwano ma z tym problem.
Dalsza opieka nad grządką, to zwykła proza ogrodnika: pielenie, przycinanie nadmiaru pędów, pomoc w wspięciu się na siatkę i w razie potrzeby podlewanie przez całą wegetację, gdyż roślina nieprzerwanie kwitnie, owocuje. I tak zastaje ją jesień. Po kilku chłodniejszych nocach w pełni rozkwitu zamiera.
Do konsumpcji zrywam niedojrzałe, zielone owoce, ponieważ wraz z pomarańczowieniem tracą soczystość stając się nieprzyjemnie mączyste. Gorzki smak likwiduję albo mocząc je w osolonej wodzie przez noc albo gotuję w osolonej wodzie i wylewam odwar. Nadmiar owoców marynuję, suszę lub – najchętniej - kiszę, ponieważ wówczas zachowują swój niezwykły apetyczny wygląd.
Owoce na nasiona muszą być w pełni dojrzałe, czyli pomarańczowe. Jeśli takie zobaczę, 2-3 razy dziennie odwiedzam grządkę, ponieważ nagle one pękają odsłaniając wnętrze z karminowymi osłonkami nasion, które bardzo smakują ptakom. Wyłuskuję je ze lepkiej, śluzowatej osłonki, suszę w cieniu na płatku papierowego ręcznika, pakuję do torebki i czekają do następnej wiosny. Pomarańczowe owoce można też zerwać, ułożyć na parapecie jak pomidory i cierpliwie czekać aż pękną. Ja wolę pierwszy naturalny i pewny sposób zdobycia nasion.
Inne nazwy warzywa: balsamka ogórkowata, gorzki melon, przepękla.
- zachwycił mnie wygląd owoców. Ich intrygujący wygląd sprawia, że chce się je natychmiast posmakować, są zdrowe m.in. pomagają obniżyć poziom cukru we krwi, cholesterolu i trójglicerydów. Posiadają właściwości łagodnego antybiotyku, środka wirusobójczego, poprawiają trawienie. Jadalne są kwiaty i młode liście, jednak tego nie praktykuję.
- nasiona kupiłam tylko raz i teraz mam z własnego ogrodu.
Ale:
- początkowo zniechęcał mnie delikatnie gorzki smak owoców. Dużo czasu potrzebowałam na zaakceptowanie go oraz znalezienie swoich sposobów na przytłumienie go w potrawach,
- strasznie złości mnie, kiedy nie mogę lub nie umiem wykorzystać całego plonu pozostałego po bieżącej konsumpcji. Nie znoszę marnotrawstwa, a balsamka na początku sprawiała mi duże kłopoty z zagospodarowaniem nadwyżek.
- cała roślina pnąca się po siatce wygląda, no cóż, mało atrakcyjnie.
Jak ją uprawiam? W pierwszym roku zrobiłam rozsadę. Na początku kwietnia wysiałam do plastykowych kubeczków z dziurkami na odpływ wody z ziemią uniwersalną. Do każdego wkładałam po jednym niezaprawionym nasionku, umiarkowanie podlewałam nie dopuszczając do przesuszenia gleby. Kiedy wzeszły i miały po 2 liście zaczęłam dokarmiać je gnojówką z pokrzyw, ponieważ zastosowana przeze mnie gleba jest uboga w składniki pokarmowe, a balsamka jest żarłoczna. Po zimnej Zośce zahartowaną wysadziłam na grządkę. Przeprowadzkę rośliny znoszą znakomicie. Zwykle przerastają ponad 2 metrowe ogrodzenie.
Teraz już nie robię rozsady. Wysiewam balsamkę wprost do gruntu na początku maja. Dłużej muszę czekać na owoce, lecz mi to nie przeszkadza. Jak wynika z mojego doświadczenia balsamka zawsze zdąży wydać owoce i dojrzeją nasiona, co nie jest regułą w przypadku niektórych moich ciepłolubnych warzyw np. kiwano ma z tym problem.
Dalsza opieka nad grządką, to zwykła proza ogrodnika: pielenie, przycinanie nadmiaru pędów, pomoc w wspięciu się na siatkę i w razie potrzeby podlewanie przez całą wegetację, gdyż roślina nieprzerwanie kwitnie, owocuje. I tak zastaje ją jesień. Po kilku chłodniejszych nocach w pełni rozkwitu zamiera.
Do konsumpcji zrywam niedojrzałe, zielone owoce, ponieważ wraz z pomarańczowieniem tracą soczystość stając się nieprzyjemnie mączyste. Gorzki smak likwiduję albo mocząc je w osolonej wodzie przez noc albo gotuję w osolonej wodzie i wylewam odwar. Nadmiar owoców marynuję, suszę lub – najchętniej - kiszę, ponieważ wówczas zachowują swój niezwykły apetyczny wygląd.
Owoce na nasiona muszą być w pełni dojrzałe, czyli pomarańczowe. Jeśli takie zobaczę, 2-3 razy dziennie odwiedzam grządkę, ponieważ nagle one pękają odsłaniając wnętrze z karminowymi osłonkami nasion, które bardzo smakują ptakom. Wyłuskuję je ze lepkiej, śluzowatej osłonki, suszę w cieniu na płatku papierowego ręcznika, pakuję do torebki i czekają do następnej wiosny. Pomarańczowe owoce można też zerwać, ułożyć na parapecie jak pomidory i cierpliwie czekać aż pękną. Ja wolę pierwszy naturalny i pewny sposób zdobycia nasion.
Inne nazwy warzywa: balsamka ogórkowata, gorzki melon, przepękla.