Jesienią miałam okazję podziwiać piękne dzięcioły. Niestety, w swoim sadzie. Po odfrunięciu ptaka oznaczyłam drzewo. Później z niepokojem nasłuchiwałam odgłosów dziobania. Okazało się, iż loty nie są zwiadowcze, lecz regularne żerowanie dowodzące złej kondycji niektórych drzew, które zaatakowały korniki.
Ponieważ to była jesień miałam mnóstwo ciężkiej pracy z przygotowaniem do zimy ogrodu oraz spiżarni, więc kwestię korników rozwiązałam zimą. Na te podłe żyjątka nie ma oprysków, więc ze łzami w oczach wycięłam wszystko, każdą gałąź, która była stołówką dzięciołów.
Ponieważ to była jesień miałam mnóstwo ciężkiej pracy z przygotowaniem do zimy ogrodu oraz spiżarni, więc kwestię korników rozwiązałam zimą. Na te podłe żyjątka nie ma oprysków, więc ze łzami w oczach wycięłam wszystko, każdą gałąź, która była stołówką dzięciołów.
Usprawiedliwiałam się, że wcześniej nie dostrzegłam zagrożenia, ale o ile korniki w sadzie łatwo przeoczyć, co mi się zdarzyło, to śladów żerowania ptaków już nie sposób. Są to dziury w korze o średnicy co najmniej 1 cm, ale przy inwazji korników ptaki potrafią zrywać całe płaty kory w poszukiwaniu tłustych kąsków. Część drzew musiałam całkowicie usunąć. Straciłam trochę grusz i śliw. Drewno natychmiast spaliłam i mam nadzieję, że nie usłyszę dzięciołów w sadzie.
Komentarze
Prześlij komentarz