Bylica piołun w moim ogrodzie była tylko przez 1 sezon wykorzystana do zwalczania mszyc i była skuteczna. Przygotowywałam z niej wyciągi (zalewałam bardzo letnią wodą, odstawiałam na 24 godziny, cedziłam, rozcieńczałam i lałam na warzywa, owoce) lub jeśli zwlekałam, powstawała gnojówka i nią także podlewałam rośliny. W pierwszym roku piołun był skuteczny, co szczególnie było widać na bobie, burakach liściowych, szpinaku, kukurydzy, lubczyku – nie w 100 proc., ale z resztą radziły sobie biedronki i z plonów byłam zadowolona. W drugim roku sytuacja zmieniła się całkowicie, już od bardzo wczesnej wiosny srebrne wierzchołki łodyg bylicy były oblepione mszycami. Z odstraszającego i morderczego zioła piołun stał się rośliną pułapkową. Po prostu w poprzednim sezonie po systematycznych opryskach mszyce zmieniły swoje upodobania kulinarne i później zdeterminowane lgnęły do piołunu, więc też mam z nimi spokój w warzywniku. Ten drugi sposób jest znacznie wygodniejszy, ponieważ zaoszczędza mi polki z wyciągami, tylko ciekawe na jak długo wystarczy. I zaobserwowałam jeszcze jedną rzecz: mimo że na piołunie jest zatrzęsienie mszyc, to biedronki jakoś nie garną się do tej obfitej stołówki.
Komentarze
Prześlij komentarz